Tym razem, rozważaliśmy dwie opcje: Czerwona Ławka lub Polski Grzebień i Mała Wysoka. Z racji tego, że ta druga była krótsza, wybór padł właśnie na nią.
Wyjechaliśmy już o 2 w nocy, by po przebyciu 150 km w ciągu (aż) 3 godzin, dotrzeć na miejsce.
Samochód pozostawiliśmy nieopodal jakiegoś kościoła w Smokowcu.
By dojść do niebieskiego szlaku Tatranské Zruby, musieliśmy przejść asfaltem jakieś 10 minut.
Ścieżka prowadziła przez las i muszę podkreślić, że szło się nią bardzo dobrze (2,5 km drogi z przewyższeniem 400 m). Po niecałych dwóch godzinach, dotarliśmy do Polany Wielickiej. Od tego momentu widoki stawały się coraz piękniejsze. Po lewej stronie można podziwiać masyw Gerlacha, natomiast po prawej, Sławkowski Szczyt oraz kolejno: Wielicką Kopę, Wielką Granacką Turnię (Granaty Wielickie) i Staroleśny Szczyt.
Przed nami ukazał się Śląski Dom. Z ciekawości sprawdziłam ten obiekt w internecie i trzeba przyznać, że to hotel I klasa 🙂
Nie zwlekając długo, wyruszyliśmy dalej. Pogoda póki co, dopisywała.
Szlak coraz ostrzej prowadził pod górę, ale jak wspomniałam wcześniej, nabieranie wysokości nie było to aż tak bardzo odczuwalne. Szło się po prostu przyjemnie.
Mijaliśmy śliczny Wielicki Staw a potem wodospad. Robiło się coraz piękniej. Ilość osób jakie spotkaliśmy po drodze, można było policzyć na palcach (w końcu była wczesna pora). W oddali, na horyzoncie pojawił się znak – Polski Grzebień. Trzeba było jeszcze tylko wspiąć się pod górę.
Spotkaliśmy kilka łańcuchów i klamer (tak w ogóle, po poczytaniu opisów, byłam nastawiona na jakąś adrenalinę związaną z trudnościami technicznymi, ale jednak się trochę przeliczyłam).
I kolejny raz sprawdza się stwierdzenie, że…apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Po jakimś czasie doszliśmy do Przełęczy. Zaczęły pojawiać się dziwne chmury. Wobec czego, nie zwlekając, ruszyliśmy na Małą Wysoką. Wejście trochę nas zmęczyło ale zaznaczam, że nie było trudności technicznych, przepaści a także sztucznych ułatwień, które w tym przypadku są zbędne.
Po jakichś 35 minutach doszliśmy do celu i niestety zaczęło się robić mleko. Kilka szybkich zdjęć i koniec. Zrobiło się bardzo zimno, dlatego po jakichś 20 minutach zaczęliśmy schodzić.
Całe szczęście że wyjechaliśmy tak wcześnie, bo po pierwsze: nie było ludzi (w drodze powrotnej robiło się już tłoczno), po drugie: mieliśmy szczęście podziwiać widoki zanim nadeszły chmury).
Zejście odbyło się tą samą drogą. Można wracać inną trasą: z Polskiego Grzebienia na drugą stronę przez Rohatkę (tam znowu trzeba się wspiąć) i następnie przejście Staroleśną Doliną (tam swoje zejście ma szlak z Czerwonej Ławki) do Starego Smokowca – trasa dłuższa o jakieś 30-40 minut.
Podsumowując, wycieczka udana, tylko szkoda że dojazd zajmuje tak dużo czasu.