Plan był doskonały, tylko szkoda że nie dało się go zrealizować. Pogoda zapowiadała się znakomicie. Niebieskie niebo, słońce od samego rana… Niestety, już po wyjściu z kwatery dał się odczuć mocno wiejący wiatr. Wiedzieliśmy, że ma być halny ale mieliśmy nadzieję, że nie będzie tak źle. Niestety…
Od parkingu Pod Spaloną szliśmy niebieskim szlakiem. I już idąc przez las zaczęły się mocne podmuchy wiatru ale szliśmy dalej. Im wyżej, tym gorzej. Dotarliśmy do przełęczy przed Skrajnym Salatynem. Wiało tak bardzo, że musieliśmy znaleźć miejsca pomiędzy dużymi kamieniami, by przysiąść na moment i coś zjeść. Zrobiliśmy to w bardzo szybkim tempie, gdyż nie dało się dłużej wysiedzieć na miejscu. Najgorzej zaczęło się po wyjściu na Skrajny Salatyn. Wiatr był tak okropny, że były momenty gdzie mnie podrzucało i nie dało się ustać w miejscu.
Sporo osób (tak jak z resztą i my) doszło tylko do Brestowej i robiło wycof. Tym samym, nasz plan poległ w gruzach. Stwierdziliśmy, że było by to zbyt niebezpieczne iść dalej, tym bardziej, że od Banikova jest dość sporo przejścia granią. Ze smutkiem wróciliśmy do „grzbietu – Predny Salatin, hreben” i zaczęliśmy zejście zielonym szlakiem, w stronę kolejki. Na tym odcinku turystów było sporo. Wydaje się, że nie byli świadomi tego co jest na górze.
Cóż, tym razem plan się nie udał. Czuliśmy niedosyt, tym bardziej, że chciałam sobie porównać tę trasę do przejścia zimowego. Może jeszcze zdążymy przed pierwszym śniegiem. Byle tylko nie wiało…
Nasza trasa: