Baaaardzo długo mnie tutaj nie było. Dużo się wydarzyło w tym czasie…dużo dobrego, cudownego 😊
Po ponad półtorarocznej przerwie wracamy! W zwiększonym składzie!
Zaczynamy od wakacji w Bieszczadach, bo na Tatry przyjdzie jeszcze czas (mam nadzieję, że jeszcze w tym sezonie).
Postanowiliśmy wyskoczyć na parę dni, by oderwać się w końcu od rzeczywistości.
Dojazd zajął nam około 6 godzin. Jako pierwsze wylądowaliśmy w Polańczyku, sprawdzić z czym mamy do czynienia.
Do naszego miejsca wypadowego mieliśmy jeszcze 50 km, a że godzina była dość wczesna, postanowiliśmy przejść się na tutejszą plażę. Bardzo zadbana, baza gastronomiczna i noclegowa mocno rozwinięta, duże zaplecze jeżeli chodzi o wypożyczalnie rowerków i kajaków. Ale najbardziej pozytywnie zaskoczył nas kolor i czystość wody…!
Posiedzieliśmy w cieniu nad jeziorkiem jakąś godzinę, potem wypiliśmy kawę i postanowiliśmy się udać w głąb Bieszczad…do Weliny.
Już na pierwszy „rzut oka” było widać różnice. Wąska, połatana droga, pełno starych mostków, mało a raczej znikome ilości domów i co najważniejsze – żadnych supermarketów i tzw. sieciówek. W zamian za to, można było naoglądać się pięknych, soczyście zielonych lasów 😊 i niezniszczonej jeszcze przez człowieka przyrody.
Po nieco ponad godzinnej podróży, dotarliśmy na miejsce, do naszego lokum. Pokój czysty, z łazienką, na korytarzu aneks kuchenny z pełnym wyposażeniem. Dużo miejsca w ogrodzie, także polecam #Czartoryja w Wetlinie.
Rozpakowaliśmy walizki i postanowiliśmy wybrać się na rowery. W sercu Bieszczad (niestety) nie ma ścieżek rowerowych oraz brakuje chodników, wobec czego nie ma za bardzo gdzie jeździć i nie jest to super bezpieczna rozrywka, z uwagi na brak poboczy, wąskie drogi i zakręty. Podjechaliśmy tylko do lokalnego sklepiku i pooglądaliśmy najbliższą okolicę.
Na następny dzień zaplanowaliśmy wypad na Połoninę Wetlińską.
Mieliśmy nieco obaw, z uwagi na to, że był to pierwszy wypad z Naszym Maleństwem.
Do początku szlaku na Przełęcz Wyżnią mieliśmy 5,5 km. Na szlaku, zwarci i gotowi z Naszym Dziubkiem byliśmy przed 9. Prawie w ogóle nie było ludzi – coś pięknego 😊
Początkowo, szlak prowadził nas otwartą przestrzenią a następnie przez piękny liściasty las.
W pewnym momencie pojawiły się nieszczęsne „schodki”, które trzeba było jakoś pokonać 😉 i zasadzie, na tym szlaku było to jedyne utrudnienie.
Poniżej kilka zdjęć.
Po jakimś czasie dotarliśmy do otwartej przestrzeni i naszym oczom ukazał się cudowny widok.
Bieszczady są nie do ogarnięcia naszym wzrokiem – góra za górą za kolejną górą…i tak w nieskończoność.
Postanowiliśmy przejść dalej, w stronę Osadzkiego Wierchu (1.253 m n.p.m.). Trudności tam nie ma 🙂 więc spokojnie można wędrować. Idzie się praktycznie po płaskim terenie.
Idąc dalej – przez Połoninę, możemy dojść do Przełęczy Orłowicza, następnie zdobyć szczyt Smerek (1.222 m n.p.m.) i zejść w miejscowości Kalnica. My wybraliśmy opcję „z powrotem” z wiadomych przyczyn 😉
Na Połoninie bardzo mocno wiało, ale tylko dzięki temu wiaterkowi dało się jakoś przeżyć, gdyż Słońce świeciło bardzo mocno i nie było żadnej chmury na niebie – wymarzona pogoda.
Nasze maleństwo troszkę pomarudziło, troszkę pospało ale ogólnie jak na pierwszy raz doskonale dała sobie radę.
Podejście: 414 m
Odległość: 10,5 km
Czas przejścia z przerwami: 4 h 50 min
