Kościelisko – Hala Ornak 1/2 dnia 1 🙂
Witaj przygodo!
Dojechaliśmy busem do Kir dopiero o 12 w południe. Wyruszyliśmy spacerkiem Doliną Kościeliska w stronę Hali Ornak. Śniegu brak, kropił delikatny deszczyk. Po drodze zeszliśmy na szlak czerwony w stronę Jaskini Mylnej (szlak czarny) i Raptowickiej (kontynuacja czerwonego). Dojście do jaskiń było dość strome, a padający deszcz utrudniał trochę dojście.
Osobiście nie doszłam do Raptowickiej z uwagi na mój strach i wizję poślizgnięcia się na kamieniach ale mój luby owszem, zaglądnął do środka i nic nie zobaczył prócz ciemności
Po chwili postanowiliśmy iść dalej, w stronę schroniska. Zaczął pojawiać się śnieg.
Po dojściu do schroniska (wypas – pokój 2-osobowy!) postanowiliśmy zjeść wczesną kolację a następnie przejść się jeszcze nad Smreczyński Staw. Zajęło nam to jakieś 30 minut w jedną stronę. Zaczął sypać śnieg, zrobił się taki fajny klimat. Po drodze nie spotkaliśmy żywej duszy. Tylko my i w otoczeniu góry
I tak zakończyła się druga połowa pierwszego dnia …
Drugi dzień przywitał nas fantastyczną pogodą. Przez noc nasypało trochę świeżutkiego śniegu. Cudnie! Wyruszyliśmy żółtym szlakiem w stronę Iwaniackiej Przełęczy. Oczywiście bez raków byłoby ciężko dojść gdziekolwiek
W mojej głowie znowu zaczęły tworzyć się obrazy. Tym razem – lawina. Szczególnie po przeczytaniu tabliczek informacyjnych ale cóż, trzeba było się ogarnąć i iść dalej.
Odcinek ze schroniska do przełęczy ma nieco ponad 2 km i przejście go zajmuje około 1 godziny 30 minut (w zimie) – dość przyjemna trasa.
Do schroniska w Dolinie Chochołowskiej dotarliśmy po około 2 i pół godzinach (było już po 11). Tam jedzonko, zakwaterowanie i dalsza droga. Naszym celem był Wołowiec…niestety nie udało się tam dojść ze względu na późną godzinę wyjścia – góry nie uciekną – do następnego razu.
W dalszą drogę wyruszyliśmy parę po 12 (trochę późno).
Początkowo żółtym szlakiem aż do Odejścia na Bobrowiecką Przełęcz (1356 m n.p.m.) i potem niebieskim.
W warunkach „bez śniegowych” przejście od schroniska do Rakonia (1879 m n.p.m.) zajmuje 3 godziny i ma długość 5,5 km.
Tym razem po drodze spotkaliśmy kilku wędrowców, także nie czuliśmy się osamotnieni
Widoki cudowne, słońce, lekki wiatr, pełno śniegu – cudo!!!!!!! człowiek wie, że żyje! Kocham to zmęczenie a potem tę satysfakcję że widzi się to, czego inni nie widzą, te cuda, które znajdują się właśnie tam, wysoko, w chmurach…
Jak pisałam wcześniej ze względu na godziny, nie ryzykowaliśmy przejścia na Wołowiec. Ten szczyt zostawiamy na inny termin. najważniejsze to wiedzieć kiedy się wycofać. W końcu za nami tego dnia już było trochę kilometrów.
Do schroniska dotarliśmy jak już zaczęło się robić ciemno.