W sumie to nie wiem skąd wzięliśmy ten pomysł, by w zimie wybrać się w góry…jakoś tak wyszło…
Pogoda zapowiadała się wyśmienicie oprócz faktu, że okropnie wiało.
Przyjechaliśmy na parking w Zakopanem, skąd busem pojechaliśmy do Kuźnic. Początkowo nie było dużo śniegu jednak wędrówkę utrudniał okropny wiatr, który miarę wzrostu wysokości dawał się we znaki.
Widoki, jakie można było zaobserwować były wspaniałe!
Bezchmurne niebo, cudnie świecące słońce i lśniący śnieg i lód…bajkowa sceneria…
Muszę przyznać, że na nieosłoniętych zboczach, trudno było ustać w miejscu.
Ale…to co było potem, czyli za Przełęczą między Kopami, trudno opisać (nawet nie będę próbować).
Wiatr był strasznie duży. Na powyższym zdjęciu widać jak unosił śnieg.
Kilka razy zdarzyło się nawet, iż dostałam zlodzonym płatem (bolało).
Dotarliśmy do schroniska, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę, po czym wyruszyliśmy do Czarnego Stawu Gąsienicowego.
Nie mieliśmy wtedy jeszcze raków na swoim wyposażeniu tylko nakładki antypoślizgowe…zawsze to coś ale nie polecam na takie warunki.
Największym dla mnie szokiem było to, jak zobaczyłam „narciarzy” zjeżdżających z Karbu do Czarnego Stawu! Nie było opcji by iść dalej. Wracaliśmy tą samą drogą aż do momentu Przełęczy między Kopami, gdzie postanowiliśmy iść niebieskim szlakiem (do murowańca szliśmy żółtym). Nie był to dobry pomysł ze względu na wietrzne warunki ale cóż, stało się i nie było odwrotu. Wiało strasznie, musieliśmy iść na czworakach by nie spaść w dół. Cóż to była za adrenalina…!!!!! Nawet zdjęcia żadnego nie mam z tamtego miejsca bo się nie dało…
I tym oto sposobem zaraziliśmy się już maksymalnie górami… Wydaje mi się, że to wyjście było przełomowym dla nas
Poniżej jeszcze trasa, którą przebyliśmy: