Noc spędziliśmy na parkingu w znajomym nam już miejscu, tuż przy wejściu do parku ferratowo-wspinaczkowego.
Spało się „jako-tako”. Zaraz przed 8, zebraliśmy się i wyruszyliśmy tą samą drogą, co 2 dni temu. Oczywiście, znowu czułam niepewność co do pogody, gdyż zaczęły pojawiać się ciemne chmury…ale przejdę do opisu.
Przed nami, były jeszcze 2 osoby, w związku z tym nie śpieszyliśmy się aż tak bardzo, gdyż nie chcieliśmy sobie deptać po piętach 🙂


W końcu postanowiliśmy rozpocząć. Ferrata zaczęła się odcinkiem A, A/B i B. I ponownie stwierdzam, że wycena w porównaniu z Hohe Wand, jest zaniżona. Odcinki A/B czy B, to mocno eksponowane podejścia w pionie. Co prawda, są sztuczne ułatwienia w postaci małych klamer i metalowej liny, ale niejeden może się „naciąć” na tę wycenę. Dlatego proponuję obejrzeć sobie przed wyjściem na jakąkolwiek ferratę, filmik lub przeczytać porządny opis, by mieć jasność sytuacji i uniknąć problemów, gdyż z ferraty tej (jak i wielu innych) nie ma zejścia awaryjnego.





Mniej więcej w 2/3, znajduje się króciutki mostek linowy, po przejściu którego wychodzimy ostro do góry, do „groty” (tak to nazwę 🙂 ) Poniżej zdjęcia, które mówią same za siebie, jak wspaniała jest to ferrata!






Najlepsze dopiero przed nami…







Po wyjściu z tego niesamowitego miejsca, czekał na nas jeszcze jeden króciutki mosteczek i podejście odcinkami B i B/C.




Po dojściu do miejsca, gdzie kończy się ferrata Olivers, postanowiliśmy zejść nią do ferraty Felix i pokazać Grażce i Dzikowi tę wspaniałą drabinę.
Zostawiliśmy ją na następny raz…


Cóż mogę rzec – fantastyczna ferrata, dająca absolutnie wszystko czego można chcieć. Bardzo różnorodna pod każdym względem. Nie jest prosta, na jaką może się wydawać, dlatego należy podejść do niej z rozsądkiem i realną oceną swoich możliwości 🙂