Wszystkie wpisy, których autorem jest naszemalewyprawy

15-16.07.2022 trekking na Tofanę di Rozes

Jeszcze dzień wcześniej plan wycieczki był zupełnie inny. Mieliśmy wybrać się na lodowiec Grossvnediger. Plany uległy zmianie dosłownie na 15 minut przed wyjazdem.

Wpadł mi do głowy nieco inny kierunek – Dolomity!

Z uwagi na to, że byliśmy przygotowani na austriacki lodowiec (mapy, przewodniki), musieliśmy się jeszcze wrócić po materiały dotyczące Dolomitów 😀

Z Żywca wyjechaliśmy ok. 17:00. Po drodze 3 godzinna drzemka w samochodzie na postoju w Austrii, potem małe zakupy wursta i dojazd ok. 14:00 na kemping Cortina w Cortinie ( http://www.campingcortina.it/Home.html ) Rozłożyliśmy namiot i postanowiliśmy się troszkę przejść.

Widoki cudowne. Wystarczyło wyjść troszkę poza kemping i było widać masyw Tofan. Podeszliśmy do tablicy informacyjnej aby zobaczyć co ciekawego oferuje okolica. Okazało się, że możemy zrobić sobie na rozgrzewkę mały spacer. Idąc lasem, czuliśmy się jakbyśmy byli w Beskidach 🙂 Zajął nam on ok. 2 godzin i muszę przyznać, że nie przespana noc związana z podróżą dała znać.

Po dotarciu do namiotu, przygotowaliśmy jedzenie i poszliśmy się położyć. Zaczęło padać… nawet nie wiem kiedy urwał mi się film.

Obudził mnie budzik o 5:45. Troszkę doleżeliśmy i o 6:30 zwarci i gotowi wsiedliśmy do samochodu i wyruszyliśmy w stronę miejscowości Pocol, gdyż tam znajdował się wjazd na parking położony 2.083 m n.p.m. (schronisko Rifugio Angelo Dibona).

O 7:30 rozpoczęliśmy trekking w stronę kolejnego schroniska Rifugio Camillo Giussani (2.600 m n.p.m.).

Szlak nie jest zbytnio wymagający technicznie. Owszem, nabiera się wysokości, gdyż mamy do pokonania 517 m przewyższenia, ale nie jest źle. Dojście zajęło nam ok. 1 godz. 30 minut z przerwą na śniadanie.

Widokowo to cudna trasa. Cały czas mamy w zasięgu ręki masywy Tofan. Dolomity w różnej porze dnia inaczej wyglądają – jest to niesamowite.

Przy schronisku zrobiliśmy sobie małą przerwę. Sprawdziłam mapę wraz z przewodnikiem i rozpoczęliśmy wędrówkę w stronę Tofany di Rozes.

Początkowo szliśmy czerwono-niebieskim szlakiem, trawersując masyw – fragment bez problemów zarówno technicznych jak i orientacyjnych. W pewnym momencie szlaki zaczęły się rozdzielać. Oczywiście, pewna swoich umiejętności orientacyjnych, stwierdziłam że musimy iść czerwonym…

I tak sobie szliśmy szlakiem, cały czas trawersując Tofanę i podziwiając fenomenalne widoki.

Podejście drogą „normalną” na Tofanę di Rozes

W pewnym momencie dotarliśmy do miejsca, gdzie kończy się ferrata Lipella (tak mi się przynajmniej wydawało) i zaczęliśmy trawers Tofany z drugiej strony. Nagle szlak się skończył… Zaczęliśmy się zastanawiać co dalej, skoro to normalna droga na górę. Spojrzałam do góry i zobaczyłam początek drugiego etapu ferraty 😀

Ależ było nasze rozczarowanie – nie mieliśmy ze sobą sprzętu i musieliśmy się wrócić. Doszliśmy do wniosku, że jednak ten niebieski szlak był drogą normalną. Trochę nas to zdemotywowało, gdyż nadłożyliśmy około godziny aby wrócić do punktu, w którym szlaki się rozdzielały.

Postanowiliśmy się nie poddawać a że nie było późno rozpoczęliśmy wejście ostro pod górę, po strasznym piargu. W zasadzie nie było tam wyznaczonego szlaku , każdy szedł jak chciał.

Dało nam to popalić z uwagi na ostre podejście i wysoką temperaturę powietrza.

O 13:30 stanęliśmy na szczycie Tofany di Rozes (3.225 m n.p.m.).

Widoki niesamowite. Dolomity znowu przybrały inny wizerunek. Na górze dość mocno wiało, dlatego postanowiliśmy nie siedzieć zbyt długo i rozpoczęliśmy schodzenie. Trochę mnie to przeraziło, gdyż było naprawdę stromo w niektórych momentach a piargi niczego nie ułatwiały. Taka mała uwaga – kije obowiązkowo! Nam ich zabrakło 😉

Zejście do schroniska zajęło nam około godziny. Tam zrobiliśmy sobie małą przerwę na konserwę.

Zejście od schroniska do „Dibony” nie przysporzyło już żadnych problemów. Na parking dotarliśmy ok. 16:20 🙂