Nasz pierwszy wypad w góry po ponad 4 miesięcznej przerwie, postanowiliśmy rozpocząć od niezdobytego do tej pory przez nas Kościelca. Pogoda przypomniała tą z zeszłego roku, gdy w styczniu odwiedziliśmy Świnicę. Było idealnie. Żadnej chmury, zero wiatru i tylko Słońce. Samochód zostawiliśmy w Kuźnicach. Rozpoczęliśmy podejście niebieskim szlakiem. Po drodze spotkaliśmy kilku turystów – większość osób szło jednak szlakiem żółtym.

W Murowańcu byliśmy parę minut po 8, zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy dalej, szlakiem czarnym/żółtym w kierunku Kasprowego.

Szło się dość ciężko, gdyż śnieg zapadał się pod nogami a ścieżka była średnio przetuptana. Nie spieszyliśmy się zbytnio, ponieważ taka długa przerwa w wędrówkach dała się nam odczuć.

Na Przełęczy Karb, zrobiliśmy sobie odpoczynek, po czym kontynuowaliśmy wędrówkę na Kościelec.

Podejście dość strome, jednak wyrobione śnieżne schody bardzo ułatwiały wyjście. Trzeba było jedynie bardzo uważać podczas mijania się ze schodzącymi z góry turystami. Oczywiście bez raków wejście było by niemożliwe.

Na górze byliśmy parę minut po 12:00. Przejrzystość powietrza pozwoliła na podziwianie doskonałych widoków.

Na szczycie nie byliśmy zbyt długo, gdyż jest tam ograniczona ilość miejsc, a ludzi wciąż przybywało.

Będąc na przełęczy, zrobiliśmy sobie znowu przerwę na jedzenie! Chcieliśmy zejść w stronę Stawu Gąsienicowego, ale nie była to zbyt dobra opcja z uwagi na powstałą w połowie zejścia zimowego szczeliny, dlatego zaczęliśmy zejście tą samą drogą, którą przyszliśmy. Skróciliśmy sobie trasę (na mapce zaznaczyłam na zielono).

W sumie przeszliśmy 22 km a na parkingu byliśmy o 16:00 czyli czas przejścia z 3 przerwami i w średnim tempie 9 godzin.