10 dzień
Dnia poprzedniego, wynalazłam w mapach jakiś szczyt i ferratę prowadzącą na niego. A że było to po drodze, ostatni dzień pobytu, także postanowiliśmy wykorzystać maksymalnie. Zatrzymaliśmy się przy głównej drodze w miejscowości Fiames 1.293 m n.p.m.(oddalonej 18 km od Misuriny) i stamtąd rozpoczęliśmy podejście. Ścieżka oznakowana, także bez problemu można było się tam odnaleźć.
Trasa prowadzi stromym zboczem, gdzie przechodzi się po bardzo luźno rozłożonych kamieniach. I taką „drogą” dochodzi się pod samą ścianę. Tam znajdziemy tabliczkę informującą o początku ferraty. Początkowo przechodzi się półką skalną, gdzie nie ma żadnych trudności. W końcu dochodzi się do pierwszego ubezpieczenia. Ferrata jest poprowadzona w szczelinie, wzdłuż pionowych zacięć. Należy niejednokrotnie bardzo się wysilić, by wspiąć się do góry.
Chwilę wytchnienia daje nam „widokowy taras”. Mogłoby się wydawać, że ferrata zbliża się ku końcowi, ale nic bardziej mylnego! Zaczyna się ścieżka, która prowadzi wśród kosodrzewiny i finalnie prowadzi do ściany, na którą należy się wspiąć po klamrach. Docieramy do miejsca, gdzie naszym oczom ukazuje się zawieszona na pionowej ścianie drabina. Jest to bardzo ekscytujący fragment, gdyż po przejściu drabiny mamy niezłą lufę pod nogami a trzeba wykonać jeszcze dość spory wykrok, by stawić stopę na stabilnym fragmencie skały.
Kolejnym etapem jest trawers po pionowej ścianie i oczywiście pustka pod nogami 🙂
Po jakimś czasie zbliżamy się ku końcowi. Należy jeszcze przejść wśród kosówek a następnie lekko do góry po płycie skalnej.
Wejście po płycie – ostatni etap
Poniżej widoki z góry:
Zejście nie jest zbyt rewelacyjne. Z wierzchołka, wydeptaną ścieżką schodzimy w dół a następnie skręcamy w kierunku przeciwnym do naszego wejścia. Dochodzimy do przełęczy a następnie koszmarnym piargiem w dół. Nawet nie chcę sobie przypominać tej udręki. Czułam się jak na jakiejś pustyni! Słońce prażyło, pełno kurzu z drobniutkich kamieni i bardzo strome zejście.
Po pewnym czasie, zobaczyliśmy światełko w tunelu, że to już koniec. Ale niestety nie! Ścieżka zakręcała w lewo i czekało nas praktycznie znowu to samo. Potem jeszcze fragment lasem i doszliśmy do parkingu – bardzo szczęśliwi, tym bardziej, że zdążyliśmy zmienić buty i zaczął padać deszcz i nadeszła burza.
Nasz wyjazd był cudowny a czas wykorzystany maksymalnie. Już nie mogę doczekać się następnego.
Tym razem może jakieś 4 tysiące…
Ferrata na Punta Fiames była cudownym przeżyciem. Jak do tej pory, była najdłuższą, na jakiej byłam. Widoki świetne, trudności w sam raz. Przejście całej trasy wraz z przerwami, zajęło nam 7,5 godziny.