Idąc Doliną Roztoki
Tym razem, pomimo punktualnego wyjazdu, na miejsce dotarłyśmy z lekkim opóźnieniem. Nasz spacer do Doliny Pięciu Stawów rozpoczął się dopiero o godzinie 8 z parkingu w Palenicy Białczańskiej.
Do rozejścia się szlaków dotarłyśmy po 30 minutach, więc odrobinkę nadrobiłyśmy straconego czasu. Potem już jednak nie szło tak gładko.
Przy Wodogrzmotach Mickiewicza postanowiłyśmy sobie coś przekąsić i przed 9 wyruszyłyśmy dalej – szlakiem zielonym, do góry, w las…
Ze względu na spore i gwałtowne ocieplenie, śnieg zaczął się topić a na szlakach pojawiały się rzeczki i jeziorka.
„Powoli, ale do przodu” – nasze motto!
Im wyżej, tym było gorzej. Coraz większe strumienie wody spływały szlakiem. Niestety, ale żadna z nas nie nie pomyślała, że nasze obuwie wymaga impregnacji…cóż, czasami się zdarza 😉
Od momentu rozejścia szlaków (czarny i zielony) było w zasadzie najgorzej. Jakoś tak wyszło, że nigdy nie widziałam słynnej Siklawy, wobec czego kontynuowałyśmy przejście zielonym.
I oto ona, w całej okazałości:
Przy słynnej Siklawie, śniegu było sporo, z uwagi na to, że ta strona jest praktycznie nieoświetlona słońcem.
W końcu doczekałam się…pomidorowej w schronisku!!! Ależ mi smakowała!!!
Po jakimś czasie poszłyśmy dalej niebieskim szlakiem w stronę rozejścia szlaków przy Tablicy Bronikowskiego 1772 m n.p.m.
Zaczęły się zbierać ciemne chmury…
Szlaki były mocno zalane topniejącą wodą a nagłe ocieplenie tylko potęgowało roztopy. Postanowiłyśmy iść żółtym w stronę Koziej Przełęczy, pomimo niesprzyjającej pogody i braku odpowiednio przetartego szlaku.
Szkło się bardzo ciężko, gdyż pod śniegiem płynęły rzeczki.
Miałyśmy coraz większe obawy czy iść dalej, gdyż nie wyglądało to dobrze, jednakże ciekawość i adrenalina znowu wzięły górę.
W pewnym momencie (około 300 m od szczytu) musiałyśmy niestety zawrócić, gdyż nie było szans pójścia wyżej.
Szkoda, ale tym razem rozsądek wygrał.
Droga powrotna była istną katastrofą! Wszystko tak intensywnie się topiło i spływało w dół, że w naszym obuwiu był po prostu potop!
Wspomnę jeszcze o jednym przypadku, bynajmniej dziwnym i niezrozumiałym dla mnie i nie tylko 🙂
Schodząc z góry, gdzieś w 3/4 drogi od Przełęczy, spotkałyśmy parę: dziewczynę i chłopaka w młodym wieku (na oko po 20 +/-). Nasz wzrok wylądował na jego obuwiu – but sportowy typu adidas!!!!! Nie mam pojęcia co on musiał mieć w tych butach, skoro nasze przemokły! Żeby nie było, „kolega” został pouczony, że takie obuwie nie jest przeznaczone do tego typu wyjść i w dodatku w takich warunkach. Na szczęście przestroga pomogła i para, wróciła na dół. Ale tak poważnie, to nóż w kieszeni się otwiera, jak widzi się takie odpowiedzialne i mądre osoby…
Droga powrotna i znikome ilości śniegu
Wracając do opisu…w ramach urozmaicenia wróciłyśmy do schroniska na … POMIDOROWĄ by potem zejść czarnym szlakiem do Doliny Roztoki i dalej, do parkingu, gdzie dotarłyśmy już po zmroku.
W sumie przeszłyśmy jakieś 24 km bo nie udało się dojść do Przełęczy (brakło 350 m). Trasa wśród śniegu dobrze związanego, nie powinna sprawiać większych problemów, należy jednak pamiętać, że jest to moja ocena, mierzona według mojego obycia z górami i dla każdego może być inna.
Punkt początkowy | Palenica Białczańska 984 m n.p.m. |
Punkt końcowy | Kozia Przełęcz 2137 m n.p.m. |
Przewyższenia w metrach | 1153 |
Długość trasy w kilometrach | 25 |
Czas przejścia z odpoczynkami | ok. 12 godzin |
Łańcuchy, klamry | tak |
Przepaście | elementy małej wspinaczki |
Przejście granią | nie |