Poranny wyjazd odbył się o 5. Na miejscu (Gronik) byliśmy przed 7 i od razu wyruszyliśmy przed siebie „niebieskim i żółtym” szlakiem.
Pierwszy postój zrobiliśmy w miejscu zwanym Przysłopem Miętusim (1189 m n.p.m.). Tam kanapeczki, łyczek wody i przejście dalej już szklakiem niebieskim w stronę Kobylarza. Trasa przebiegała łagodnie wręcz po prostym terenie. Jedynym utrudnieniem na tym etapie, były bardzo śliskie kamienie, wobec czego trzeba było zachować dużą ostrożność.
W kolejnym etapie trasy, zza drzew zaczęły ukazywać się poniższe widoki:
Po wyjściu z lasu, szlak zaczął prowadzić po kamieniach pod górę i taki swój przebieg miał aż na sam szczyt, więc wbrew pozorom nie była to aż tak łatwa i lekka trasa jak się wydawało na początku.
Pod koniec „I etapu” wejścia na Małołączniak, pojawiło się kilka łańcuchów, które zdecydowanie ułatwiły śliskie wejście wyżej.
Po przejściu tego odcinka zaczęły się cudowne widoki na zachodnią część Czerwonych Wierchów.
Dalej, szlak wiódł w prawą stronę. Ukazała się panorama Zakopanego i przyległych do niego miejscowości:
W końcu przed nami pojawił się Małołączniak:
Po jakimś bliżej nieokreślonym czasie, dotarliśmy na szczyt Małołączniaka (2096 m n.p.m.). Te widoki zaparły nam dech w piersiach
To miejsce nigdy nie może się znudzić. Za każdym razem odkrywa coś nowego, innego…
Dalsza nasza droga prowadziła na Kopę Kondracką. Ten odcinek ma zaledwie 1 km i można go przejść w 25 minut.
Widoki z Kopy są jeszcze piękniejsze…
Za nami widok na Małołączniak:
Na Kopie Kondrackiej, zrobiliśmy sobie dłuższy postój by móc delektować swoje oczy niesamowitymi widokami na dalszą część Czerwonych Wierchów oraz Tatr Wysokich.
W oddali Giewont, czyli kolejny etap.
Początkowo mieliśmy chęć wyjścia na szczyt ale po dojściu bliżej zrezygnowaliśmy…co prawda, „korek” był o wiele mniejszy niż w ubiegłym roku o tej samej porze, jednak nie było sensu kontynuować w tamtym kierunku naszej wędrówki.
Następnym etapem naszej małej wyprawy było zejście z Przełęczy Kondrackiej w stronę Wielkiej Polany w Dolinie Małej Łąki, do której dzieliło nas niewiele ponad 3km.
Słowo podsumowujące 😉 trasa bardzo przyjemna, dość krótka jak na tatrzańskie warunki (14 km) ale można się lekko zasapać szczególnie przy podejściu na Małołączniak
We wpisie wykorzystałam zdjęcia robione przez moich współtowarzyszy 😉 za które dziękuję!