Pomysł na ten wyjazd pojawił się w zasadzie nieoczekiwanie. Owszem, mieliśmy z Pjoterem w planie wyskoczyć gdzieś z okazji naszej bardzo okrągłej rocznicy ślubu, ale miała to być Polska…
Jednak tak jakoś znowu to nie wyszło i wylądowaliśmy w Austrii jako 1/2 drużyny niebieskich Spinaczy Amatorów, podążających niebieskim szlakiem. Druga część ekipy, także z racji swojej rocznicy ślubu (ciekawy zbieg okoliczności!) miała dojechać do nas w sobotę rano.

I tak po nocce spędzonej w niebieskim samochodzie zadaniowym przy autostradzie, wyruszyliśmy do Rax (Griesleitenhof). Samochód zostawiliśmy na leśnym parkingu nieopodal leśniczówki i rozpoczęliśmy wędrówkę szutrową drogą, pokonując najpierw kilka zakrętów. Doszliśmy do punktu widokowego, skąd był bardzo fajnie widoczny masyw Preinerwand 1.783 m n.p.m.
Kolejnym etapem wędrówki było wejście na leśną ścieżkę, dość ostro pod górę, która potem skręciła w lewo. W pewnym momencie doszliśmy do do miejsca, gdzie krzyżują się inne szlaki (m.in. z Prein). W tym miejscu skręciliśmy znowu w lewo i leśną ścieżką podążaliśmy za czerwonymi znaczkami.

W końcu zakończyliśmy przejście lasem i dotarliśmy do początku ferraty. Zajęło nam to jakieś 1,5 godziny.


Szybkie przygotowanie sprzętu i wiooooo do góry.
Napiszę to już na początku, że minusem całej ferraty są słabo napięte liny i to na całej drodze.
Pierwszy fragment wyceniono na B/C, ale według mnie nie zasługuje on aż na tak wysoką ocenę – to delikatne podejście do góry mini żlebikiem. Następnie przeszliśmy nieubezpieczonym odcinkiem do kolejnego fragmentu o wycenie B/C – jest to drabinka z naprzemiennymi szczebelkami, niewyglądająca najlepiej (zjedzona przez ząb czasu), ubezpieczona na całej długości.


Następnie pojawił się pierwszy trawers B/C i w końcu odcinek C/D w którego końcowym etapie pojawiła się malutka drabinka.



Doszliśmy do kolejnego nieubezpieczonego miejsca, z którego rozpościerał się świetny widok. W tym miejscu gdzieś po prawej stronie dochodzi inna ferrata – Alter Haid-Steig, której nie zauważyliśmy.

Przeszliśmy łatwym terenem pod ścianą, tuż do wejścia na kolejną drabinę (B/C) z naprzemiennymi stopniami. Jeszcze kilka lat temu nie było na niej dodatkowego ubezpieczenia w postaci metalowej liny 🙂



Po pokonaniu drabiny zaczęliśmy kolejny trawers, prowadzący do wielkiego kotła – ciekawe miejsce, widać w nim ogrom i to, jacy my jesteśmy malutcy…

Po wyjściu z niego, fragmentami C zrobiliśmy trawers po płytach (mocno wyślizgane skały) i doszliśmy do wąskiego żlebu i drabinki.

Po paru chwilach, dotarliśmy do figurki Madonny, znajdującej się na kolejnym punkcie widokowym. Następnie zaczęliśmy przejście nieubezpieczonym odcinkiem (zaznaczonym kolorem Spinaczy Amatorów) w stronę ostatniego już etapu tej pięknej widokowej ferraty.

Pokonaliśmy kilka odcinków A/B i B i dotarliśmy do końca. Tak bardzo się zakręciliśmy, że o mały włos nie doszlibyśmy na szczyt Preinerwand (hahahaha).
Na szczyt prowadzi ścieżka w lewo i dojście do niego zajmuje ok. 5 minut.
Wiało dość mocno, dlatego zrobiliśmy tylko kilka zdjęć i postanowiliśmy wracać w kierunku północno-zachodnim w stronę schroniska Seehutte.


W pewnym momencie, skręciliśmy ostro w lewo i szliśmy po okropnie piarżystym kotle Preiner Schutt w bardzo stromym terenie.
Fantastyczne widoki, towarzyszyły nam przez całą bardzo nieprzyjemną drogę. Po długich męczarniach, dotarliśmy do ferraty Konigschusswand-Steig a idąc dalej do naszego punktu startu: Heid-Steig.
Fajna ferrata, dająca praktycznie wszystko, czego oczekujemy od żelaznych dróg. Nie można było sobie wyobrazić lepszej rocznicy 🙂
Po dojściu do parkingu, zaczęliśmy szukać noclegu…